Tego pręgierz nie minął!

W czasach wojny trzydziestoletniej w Dolnym Dworze na Pawłowicach rezydował hrabia von Oppersdorf. Jego ród słynął z wielkiej pobożności. Podanie przekazywane z ust do ust głosi, że miał bardzo okrutną żonę o imieniu Weronika. Miała ona za talary zaprzedać duszę diabłu. Klucz do szkatuły ze złotymi monetami nosił za nią mały piesek. Hrabina była niska, koścista, chociaż sprawiała sobie ciągle nowe stroje, nie zaimponowała nikomu, a najbardziej szpecił ją wieczny grymas niezadowolenia na twarzy.
Do służby odnosiła się opryskliwie, co też nie dodawało jej uroku. Nigdy nikogo nie obdarzyła dobrym słowem, choć ludzie pracowali dla niej od świtu do nocy. Za drobne uchybienia służba jej posługująca była bita i głodzona. Biada temu, kto stłukł niechcący szklankę lub talerz albo jakieś inne naczynie. Tego pręgierz nie minął! A gdyby, nie daj Boże, krowa, oganiając się od much, wylała dziewce ze skopka udojone mleko, to niechybnie na rozkaz pani zamknięto by nieszczęsną służącą za karę w kunie. Stałaby tam cały dzień o głodzie i chłodzie, czekając na zmiłowanie boskie. Wszyscy schodzili złej hrabinie z drogi, unikali jej jak tylko się dało. Zwłaszcza dzieci uciekały z krzykiem na jej widok. To ją jeszcze bardziej rozwścieczało.
Ksiądz dobrodziej nieraz prosił ją, by zaprzestała paktu z czartem. Ona mu niezmiennie odpowiadała: „To moja sprawa, klecho!” Prości ludzie, dowiedziawszy się o jej ugodzie z diabłem, patrzyli na nią ze zgrozą. Oni obawiali się nawet wymawiać imienia czarta w obawie, by nie miał do nich dostępu, by nie wywiódł ich na zatracenie.
Hrabiny nie odwiedzał nikt z rodzin pańskich mieszkających po sąsiedzku. Nikt do niej nie zaglądał, bo każdemu jej towarzystwo było niemiłe, nikt też nie zapraszał jej do siebie. Okazywano tylko współczucie mężowi.
Wreszcie wybiła godzina jej śmierci, przyjęta z ogromną ulgą przez wszystkich, którzy ją znali. Miała spocząć w grobowcu hrabiów na poświęconej ziemi, na cmentarzu w Pawłowicach Śląskich, ale jak ją tam grzebano, to jakaś tajemna siła wyrzuciła bogatą trumnę z mogiły. Próbowano ją ponownie pogrzebać w grobowcu, ale robiono to kilkakrotnie bez skutku. Włożono zatem trumnę na wóz zaprzężony w cztery czarne woły i pozwolono im ruszyć w stronę, którą same wybiorą. Woły powędrowały na południe i tam potopiły się w bagnach razem z trumną. Niektórzy powiadają, że woły dotarły aż na Morawy, gdzie ślad po nich zaginął.
Tak wyobraźnia prostych ludzi ukarała niegodziwą panią.
fot. pixabay
piątek, 23 mar 2018, Helena Białecka