PUBLICYSTYKA
"Nie będziemy chłopcem do bicia"

Prezes Granicy Ruptawa Artur Nowak
fot. Facebook.com/wjednejdruzynie
Po spadku z IV ligi o Granicy Ruptawa zrobiło się w naszym mieście nieco ciszej. Co gorsza, zespół z Estadio de Libowiec, choć latem nie przeżył dramatycznego "upływu krwi", również w lidze okręgowej radził sobie... średnio. Drużyna trenera Tomasza Ciemięgi, który w połowie rundy jesiennej zastąpił na stanowisku szkoleniowca Adama Śmigielskiego, zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Mimo to działacze i kibice Granicy wierzą, że "wiosna będzie dla nas", a pierwszy krok do utrzymania zostanie poczyniony już w Wielką Sobotę w Rogowie. O powodach do optymizmu w przeddzień 70. rocznicy powstania klubu rozmawiamy z prezesem Arturem Nowakiem.
- Plotki o śmierci Granicy Ruptawa okazały się przedwczesne...Artur Nowak - Zdecydowanie tak! Wiosną za wszelką cenę będziemy starali się utrzymać w lidze okręgowej. Sądzę, że sprawnie dążymy do tego celu, ale oczywiście wszystko rozstrzygnie się na boisku. Sytuacja finansowa i organizacyjna klubu jest dobra. Nie powiem, że "bardzo dobra", ponieważ zawsze mogłoby być lepiej. Główny sponsor stara się nam pomagać w miarę możliwości, ale największe podziękowania należą się Miastu Jastrzębie-Zdrój. Dziękujemy także naszym mniejszym partnerom, którzy dokładają swój przysłowiowy grosz do funkcjonowania Granicy. Mogę zapewnić, że ze strony organizacyjnej wszystko jest na dobrej drodze.
- Nowym wiceprezesem klubu został Jan Gabryś. Co to oznacza?
- Istotnie, pan Jan Gabryś wrócił do naszego "pędzącego pociągu" (śmiech). Nie jest jednak tak, że przez ostatnie lata były prezes obraził się na Granicę, ponieważ pełnił funkcję członka zarządu. Pan Jan dysponuje ogromnym doświadczeniem i jest osobą znaną zarówno w środowisku piłkarskim, jak i w naszym mieście. Cieszę się, że będę mógł liczyć na jego wsparcie.
- Dlaczego Jan Gabryś nie objął na powrót funkcji prezesa Ruptawy?
- Nie będę ukrywał, że kilka lat temu w klubie podjęto decyzję o odmłodzeniu składu zarządu. Stąd też moja obecność we władzach Granicy, którą pan Gabryś pilotował. Najpierw byłem trenerem młodzieży, a następnie wiceprezesem do spraw organizacyjno-finansowych. Następnie pan Jan przyłożył cegiełkę ku temu, abym to ja objął schedę po jego nagłym odejściu...
- "Cegiełkę"?
- Tak, cegiełkę (śmiech). Zostałem postawiony przed trudną decyzją. Nie byłem jednak w Ruptawie osobą anonimową. Działam w klubie od ośmiu lat. Nawet jako arbitra piłkarskiego kojarzono mnie z Granicą, a sędziowałem ponad siedemset spotkań. Mówiąc pół-żartem, starsi ode mnie działacze Granicy wyszli chyba z założenia, że "niech młody się sprawdzi w boju, a potem rozliczymy go z dokonań".
- Z perspektywy tych dwóch lat, żałuje pan decyzji o podjęciu się misji prezesa Granicy? Był pan najmłodszym szefem klubu w IV lidze.
- O ile się nie mylę, to również w okregówce jestem najmłodszy. Na pewno jest to nowe i cenne doświadczenie, szczególnie dla osoby związanej przez tyle lat z danym środowiskiem. Nagle z dnia na dzień człowiek staje się dla szatni osobą "z zewnątrz". W efekcie słyszy się i czyta różne komentarze... Jestem jednak przekonany, że zebrane przeze mnie w tym czasie doświadczenie wraz ze wsparciem ze strony Jana Gabrysia będzie procentować w przyszłości i przyniesie Granicy wiele dobrego.
- Przejdźmy do spraw sportowych. Nie spodziewaliśmy się chyba tak trudnej sytuacji po rundzie jesiennej. Wszak w IV lidze zespół potrafił wygrywać, a tymczasem w niższej klasie rozgrywkowej po połowie sezonu Granica niemalże szoruje po dnie tabeli.
- Cóż, po spadku z IV ligi wraz z zarządem i ówczesnym trenerem Adamem Śmigielskim żywiliśmy nadzieję, że z taką kadrą damy sobie radę jesienią. Nie będę ukrywał, że na początku minionego roku życie mocno skomplikowały nam rezygnacje Piotra Pasia i Michała Ćmicha, którzy stanowili o sile zespołu. Jestem przekonany, że Michał, gdyby tylko znalazł czas na choćby jeden trening w tygodniu, wciąż mógłby być filarem drużyny. Niestety, ciężko jest pogodzić grę na tym poziomie z pracą na kopalni, obowiązkami rodzinnymi i trenowaniem młodzieży w Szkółce Piłkarskiej MOSiR. Jednak nawet bez Pasia i Ćmicha nasza kadra wydawała się mocna.
- Z rozmów z Adamem Śmigielskim wynikało, że Ruptawie nie sprzyjało szczęście.- Delikatnie powiedziane. Zajmujemy przedostatnie miejsce, ale w zasadzie poza porażkami z Płomieniem Połomia i Fortecą Świerklany nie byliśmy zespołem gorszym od przeciwników. Z Naprzodem Czyżowice trzykrotnie prowadziliśmy, a ostatecznie ponieśliśmy porażkę 3:4 po bramce w 90. minucie. W Borucinie wygrywaliśmy do 85. minuty 2:1, a przegraliśmy 2:3. Z Naprzodem Syrynia zeszliśmy z boiska pokonani, a przez całe spotkanie dosłownie miażdżyliśmy gospodarzy. W pierwszej połowie zmarnowaliśmy kilkanaście stuprocentowych okazji, wykorzystując tylko jedną. Syrynia po przerwie oddała dwa strzały i zgarnęła trzy punkty. Powalczyliśmy nawet z APN Odrą Wodzisław, gdzie w końcówce rywale wybijali piłkę, gdzie tylko popadnie, żeby dotrwać do gwizdka. Przykłady można mnożyć. Nie odstajemy od innych kondycyjnie, wytrzymałościowo czy pod względem technicznym i taktycznym. Jesień 2017 roku była naprawdę pechowa i nie ma tu krzty przesady. Być może w niektórych momentach zadecydowały błędy indywidualne czy brak koncentracji drużyny, ale faktem jest, że naszą największą bolączką była skuteczność.
- W połowie rundy postanowiliście powierzyć stery drużyny Tomaszowi Ciemiędze, który jako kapitan wprowadził w 2007 roku GieKSę do II ligi. Jednakże jako szkoleniowiec pracował tylko z młodzieżą Orła Moszczenica.
- Jak widać po wynikach, ryzyko opłaciło się. Prowadziliśmy rozmowy z kilkoma trenerami, ale ostatecznie podjęliśmy decyzję o zaproponowaniu współpracy Tomaszowi Ciemiędze. Zdawaliśmy sobie oczywiście sprawę, że dotychczas miał on do czynienia jedynie z młodzieżą Orła, jednakże od pewnego czasu obserwowaliśmy rozwój jego kariery, który zbiegł się w czasie z naszą decyzją o zmianie koncepcji budowy drużyny Granicy. Adam Śmigielski jest w klubie od ponad dziesięciu lat i stanowi swoistą ikonę w Ruptawie. Ale wobec kolejnych pechowych porażek coś należało zmienić. Potrzebne było nowe spojrzenie z zewnątrz. Tomasz Ciemięga szybko dostrzegł błędy, poukładał "klocki" według własnego uznania i w rezultacie od tego momentu zaczęliśmy zdobywać punkty i przestaliśmy niepotrzebnie łapać kartki. To przełożyło się na mniej konfliktów na boisku i w szatni, bo wiadomo, że kiedy nie ma wyników, to i atmosfera pozostawia wiele do życzenia.
- Granica zajmuje wprawdzie przedostatnie miejsce, ale do ósmej w tabeli Syryni traci zaledwie sześć punktów.
- Uważam, że potrzebujemy minimum 34 punktów, aby się utrzymać. Tabela trzeciej grupy katowickiej okręgówki jest bardzo spłaszczona i w ciągu dwóch tygodni może wywrócić się do góry nogami. Jeśli na początku rundy wygramy dwa mecze, to nasza sytuacja będzie wyglądała o niebo lepiej. Przebieg okresu przygotowawczego napawa optymizmem. Widać tę "iskrę" w drużynie, a dodatkowy impuls do pracy przyniósł nam obóz w Węgierskiej Górce. Zresztą, efekty widział trener Fortecy Świerklany w pojedynku w Pucharze Polski przy Kościelnej, który przegraliśmy po dość kontrowersyjnym rzucie karnym w 75. minucie. Szkoleniowiec rywali był pod wrażeniem naszej gry. Podsumowując - jestem optymistą. Nie będziemy w tej lidze chłopcem do bicia, a wręcz jestem przekonany, że sprawimy kilka niespodzianek.
- Czy przypadkiem klub nie zmienia nazwy na Pniówek Ruptawa?
- Nie (śmiech). To pytanie jest oczywiście nawiązaniem do pozyskania przez nasz klub kilku zawodników z Pawłowic. Pniówek zlikwidował zespół B-klasowych rezerw, w efekcie czego za sprawą współpracy z prezesem Rafałem Wadasem udało się przekonać kilku piłkarzy tego klubu do występów w Ruptawie. Myślę, że strzałem w dziesiątkę może okazać się Kacper Szadkowski. Ten chłopak naprawdę sporo potrafi. Utrzymaliśmy kadrę z rundy jesiennej, a zarazem nieznacznie ją wzmocniliśmy i odmłodziliśmy. W zasadzie jedynym ubytkiem jest odejście Patryka Mgłośka do Żaru Szeroka, ale to wynikało z jego obowiązków zawodowych - jego praca kolidowała z treningami. Tymczasem Tomasz Ciemięga jest zdania, że będzie stawiał wyłącznie na tych zawodników, którzy mają 100% frekwencji na zajęciach.

- Określił pan Adama Śmigielskiego jako "ikonę Granicy". "Robben" nie miał wątpliwości, co do pozostania w drużynie po przejęciu trenerskich sterów przez Tomasza Ciemięgę?
- Adam nieodmiennie wyraża chęć i wolę pomocy klubowi. Dysponuje ogromnym doświadczeniem i w związku z tym może również podpowiedzieć pewne rozwiązania trenerowi Ciemiędze, do którego jednakże należy ostatnie słowo we wszystkich sprawach związanych z drużyną. Śmigielski od ponad dziesięciu lat związany jest z Ruptawą. Nie można ukrywać, że to właśnie za jego trenerskich kadencji Granica awansowała do klasy A, a następnie do IV ligi. Z kolei jako piłkarz awansował z naszą drużyną do okręgówki. Dlatego nazwałem Adama naszą "ikoną". Co więcej, również dla mnie Śmigielski jest bliską osobą - wszak wychowaliśmy się na jednym podwórku na osiedlu Przyjaźń. Graliśmy nawet w jednym zespole, więc trudno nie mieć do siebie sentymentu (śmiech).
- Pamięta pan z podwórka Kamila Glika?
- Nie, Kamil był jednak o to jedno pokolenie młodszy. Być może więcej na jego temat mógłby powiedzieć Adam, ponieważ jego tata Wiesław był bodajże pierwszym trenerem Glika.
- Chciałbym, abyśmy wrócili jeszcze do IV ligi i z perspektywy czasu porozmawiali o występach na tym poziomie. Szczerze, czy ten piłkarski "karnawał" był Ruptawie potrzebny? Musieliście grać na wyjazdach i w zasadzie straciliście kontakt z własnym środowiskiem. Granica słynęła przecież właśnie z tego "środowiska" wokół Estadio de Libowiec.
- Jestem przekonany, że pod względem organizacyjnym i finansowym podołaliśmy temu wyzwaniu. Trzeba pamiętać, że Granica nie dysponuje zawodową strukturą organizacyjną, tylko opiera się wyłącznie na społecznej pracy naszych działaczy. Pieniądze z miejskiej dotacji, choć stanowią bardzo istotną pomoc, nie mogły i nie mogą utrzymać klubu. Do wszystkiego trzeba dokładać. Natomiast pod względem sportowym bez wątpienia nie odstawaliśmy od rywali. W pierwszym sezonie utrzymaliśmy się w IV lidze za sprawą znakomitej postawy w rundzie wiosennej, notując zaledwie trzy porażki w piętnastu meczach. W drugim sezonie było już nieco gorzej...
- Ale rozpoczęliście go od rozjechania LKS Bełk 5:0.
- Tak, w efekcie w rewanżu Bełk był podwójnie zmotywowany, żeby nas pokonać (śmiech). Niemniej, w drugim sezonie splot kilku czynników i okoliczności, w tym także kontuzji czy wspomnianego już odejścia Pasia i Ćmicha, złożyły się na określony wynik, którym okazał się spadek z ligi. Nie zajęliśmy wprawdzie ostatniego miejsca, ale tak czy inaczej znaleźliśmy się pod kreską. Na plus można zapisać jedynie to, że zdołaliśmy na tyle dostosować do IV-ligowych wymogów nasze boisko w Ruptawie, dzięki czemu mogliśmy dokończyć sezon u siebie. Wcześniej byliśmy zmuszeni podejmować rywali na Stadionie Miejskim, przy czym chciałbym za tę możliwość podziękować zarówno władzom naszego miasta, jak i Miejskiemu Ośrodkowi Sportu i Rekreacji. Przy Harcerskiej również graliśmy "na wyjeździe", ale przynajmniej w swoim mieście.
- No właśnie - czujecie się "chcianym" dzieckiem Jastrzębia-Zdroju?
- Tak. Uważam, że jesteśmy mile widziani zarówno w Urzędzie Miasta, jak i w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Sądzę także, iż możemy być interesującym partnerem dla GieKSy. Jesteśmy już po rozmowach z działaczami tego klubu i tu pojawiła się nawet propozycja, aby w przypadku awansu drużyny trenera Jarosława Skrobacza na zaplecze ekstraklasy Granica Ruptawa stała się klubem partnerskim GieKSy. Przypomnę, że GKS 1962 nie dysponuje rezerwami, a wypożyczanie zawodników do klubów z miast oddalonych od Jastrzębia-Zdroju o kilkadziesiąt kilometrów praktycznie uniemożliwia sztabowi trenerskiemu ich bieżącą obserwację.
- Granica zatem nie mówi "nie".
- Nie mówimy "nie" i nie będę ukrywał, że uważamy GieKSę za wizytówkę miasta. Wszak u nas również grają byli zawodnicy czy kibice GKS Jastrzębie.
- Rozmawiamy o współpracy z GieKSą, a przecież Granica Ruptawa od pewnego czasu współpracuje z występującym na zapleczu ekstraklasy... Fotbalem Trzyniec. Oczywiście czeskiej ekstraklasy.
- Pomysł nawiązania kontaktów z Trzyńcem pojawił się dwa lata temu za sprawą członka zarządu naszego klubu Rafała Jabłońskiego. Początkowo myśleliśmy o współpracy z MFK Vitkovice, ale ten klub nie wyrażał chęci jej podjęcia. Inaczej było z Fotbalem Trzyniec, gdzie do tej idei zapalił się prezes Henryk Kula.
- Henryk Kula?- To ciekawostka, ale prezes klubu z Trzyńca nazywa się tak samo, jak znany nam wszystkim działacz Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Dla Czechów nasza propozycja była tyleż zaskakująca, co interesująca. Nie jest wielką tajemnicą, że instytucje Unii Europejskiej przychylnym okiem patrzą na wszelkiego rodzaju transgraniczne projekty i można na nie otrzymać określone środki z Brukseli. Za sprawą naszej współpracy z Trzyńcem udało się pozyskać dotację w wysokości 115 tys. zł, którą już rozliczyliśmy. Obie strony są bardzo zadowolone w efektów współdziałania. Nasi piłkarze zyskali m.in. możliwość pobytu na dwutygodniowym obozie w Trzyńcu, gdzie mieliśmy wstęp na równą jak stół płytę główną stadionu, a także na basen czy na halę. Nasz partner dysponuje bazą, o której wiele polskich klubów mogłoby jedynie pomarzyć. My z kolei zaprosiliśmy Czechów na turniej w Ruptawie. Dla naszych południowych sąsiadów zaskoczeniem był fakt, że tak stosunkowo mały klub, jak Granica jest w stanie udźwignąć ciężar współpracy transgranicznej opartej o środki unijne.
- Na koniec nie mogę nie zapytać o zbliżający się jubileusz. W 2019 roku Granica będzie świętować swoje 70-lecie.
- Chcielibyśmy hucznie świętować tę piękną rocznicę i oczywiście mamy już kilka pomysłów w tej kwestii. Wszystko zależeć będzie od dostępnych środków finansowych, jednakże nie wykluczamy imprezy nie tylko sportowej, ale i kulturalnej czy rozrywkowej. Zapewne na tę okoliczność zorganizujemy turniej piłkarski i będziemy chcieli nań zaprosić kluby z Bzia, Szerokiej i Moszczenicy. Chcielibyśmy także widzieć u nas piłkarzy GKS Jastrzębie czy Fotbalu Trzyniec. Na pewno atrakcji nie zabraknie, ale za wcześnie dziś rozmawiać o szczegółach.
- A jaki cel sportowy Granica postawi sobie na ten jubileusz?
- Na razie chcemy się utrzymać w lidze okręgowej...
- I nie świętować 70-lecia przy okazji zwycięstwa w klasie A.
- Zdecydowanie tak (śmiech). Mówiąc jednak poważnie - jestem przekonany, że drużyna trenera Tomasza Ciemięgi bez większych kłopotów zachowa ligowy byt.
rozm. mg
KOMENTARZE