
W poniedziałek o godz. 18:00 rozpocznie się trzecie spotkanie półfinału Polskiej Hokej Ligi pomiędzy JKH GKS Jastrzębie a GKS Katowice. Dzisiejsze i jutrzejsze starcie odbędzie się w katowickiej Satelicie słynnego Spodka, a stawką obu meczów dla gospodarzy będzie pozostanie w rywalizacji o finał. Przypomnijmy, że w miniony czwartek i w piątek podopieczni Roberta Kalabera wygrali na Jastorze kolejno 4:3 d. i 2:1, w rezultacie czego w zmaganiach do czterech zwycięstw są już w połowie drogi.
Tymczasem z Jastora napływają zarówno pozytywne, jak i niepokojące wieści. Z jednej strony cieszyć musi brak plagi kontuzji czy ewentualnych wykluczeń. Takiego komfortu (odpukać w niemalowane!) w fazie play-off nasz sztab szkoleniowy nie miał już dawno. Ponadto niektórzy zawodnicy JKH GKS zostali ostatnio dodatkowo uskrzydleni świadomością przypadających jubileuszy. Najwyraźniej nie są one dla nich jedynie statystyką, bowiem Kamil Górny (1 marca – 500. mecz w JKH GKS), Kamil Wróbel (1 marca – 200. mecz w JKH GKS) i Mateusz Bryk (11 marca – 400. mecz w JKH GKS) należą do wyróżniających się postaci fazy play-off.
– Bez wątpienia chcemy zrobić wszystko, żeby w Katowicach “urwać” jakiś mecz. Na pewno kluczowy dla całej serii może okazać się pierwszy z pojedynków na wyjeździe. Oczywiście każda ewentualna wygrana na lodowisku rywala będzie niezmiernie istotna. Niemniej, mimo korzystnych wyników u siebie nie możemy w żadnym wypadku podejść do tych wyjazdów rozluźnieni czy mniej skoncentrowani. Nie możemy też popadać w hurraoptymizm. Musimy robić swoje i iść do przodu – powiedział Mateusz Bryk w rozmowie z redakcją oficjalnej strony klubu z Jastora.
Są jednak także i mniej radosne wieści. W Katowicach nie zagra bowiem Łotysz Eriks Sevcenko, który także był jednym z bohaterów poprzednich spotkań. Sevcenko asystował w czwartek przy decydującym o zwycięstwie golu Radosława Sawickiego, natomiast w piątek wykazał się niezwykłym hartem ducha. Pod koniec drugiej tercji Łotysz otrzymał potężny cios krążkiem i ledwo ustał na nogach. Akcja Katowic jednak trwała, a mimo to nasz obrońca nie próbował nawet opuścić tafli, tylko ofiarnie… na jednej nodze (!) starał się zatrzymywać rywali. Dziękować Opatrzności, że Sevcenko nie ucierpiał jeszcze bardziej.
Gdy zagrożenie zostało wreszcie zażegnane, Łotysz z grymasem bólu oraz przy wsparciu kolegów musiał w przerwie zjechać do szatni i tego dnia już jej nie opuścił. Z naszych informacji wynika, iż defensor został naprawdę mocno poturbowany… Miejmy nadzieję, że Eriks Sevcenko szybko wróci do zdrowia, bowiem przed nami decydujące boje o medale.
Źródło: jkh.pl